Dwa różne w treści komunikaty, ale chodzi o to samo: nie chcemy polskiej wołowiny u siebie, bo macie BSE.
Zaczęło się w poniedziałek gdy Międzynarodowa Organizacja Zdrowia Zwierząt (OIE) podała w swym komunikacie, że polski Główny Lekarz Weterynarii Paweł Niemczuk poinformował ją o wykryciu w Polsce przypadku nietypowej gąbczastej encefalopatii bydła (nietypowej BSE). Według komunikatu organizacji podejrzenie nietypowej BSE bez wystąpienia objawów klinicznych u krowy z hodowli w Mirsku w powiecie lwóweckim na Dolnym Śląsku wystąpiło 24 stycznia, a 31 stycznia potwierdzono je laboratoryjnie. Był to pierwszy przypadek BSE od 6 lat w Polsce. Zakażona krowa została zabita i zutylizowana.
Problem w tym, że było to tzw. autogenny przypadek, niezaraźliwy. Wykrycie takiej choroby nie ma żadnego znaczenia dla eksportu, nie zamyka rynków, bo nie zagraża pozostałym zwierzętom. Główny Inspektorat Weterynarii pracuje obecnie nad zniesieniem tych ograniczeń.
Taki krok ze strony importera polskiej żywności może być wyraźnym sygnałem dla innych importerów wołowiny z Polski. Może też zachęcać do zaniżania cen przy umowach handlowych i obniżać pozycję negocjacyjną Polski.
W ubiegłym tygodniu polskie ubojnie kontrolowali inspektorzy z Komisji Europejskiej. Ich raport nt. polskiej produkcji mięsa poznamy do końca marca. Już teraz jednak Komisja Europejska chce od Polski comiesięcznych raportów w sprawie kontroli prowadzonych w rzeźniach, ponieważ zdaniem KE wstępne ustalenia wskazują na wiele niedociągnięć w systemie kontroli w polskich ubojniach.